Kaito dobrze znał pole walki Shater'a. Kiedy trenowali w Dojo nie raz z niego korzystali. Zaskoczyło go że morska woda tak bardzo osłabiła jego ciało mimo że był prawi suchy. Teraz to nie było ważne, nie mieli czasu na zastanawianie się. Podbiegł do Tonfowego i przytulił się do niego. Jednocześnie zalewał jego całe ciało klejem tak by nie był w stanie się ruszyć. Tworząc ludzką mumię z otworem na głowę. Robił to niezwykle dokładnie co zabrało mu dużo czasu ale jest twardy jak drzwi pancerne. Kiedy skończył klepsydra pokazywała że zostało 10sek do końca.
Moc szatańskiego owocu przestaje działa.
W jednej chwili cała sytuacja się całkowicie zmieniła. Tonfowy był całkowicie sparaliżowany przez klej Kaito który aktualnie się do niego przytulał. -"Nic ci nie zrobiliśmy i nie mieliśmy ochoty walczyć. Niestety nie dałeś nam wyboru. Przepraszam!!"- Kiedy go przeprosił pobiegł do brata by sprawdzić jak się czuje.
Ostatnio edytowany przez Kaito (15-01-2012 20:58:24)
Offline
Od razu kiedy pole walki opadło. Nogi odmówiły mi posłuszeństwa i upadłem na ziemię. Przynajmniej mój plan zadziałał i byliśmy bezpieczni. Podobały mi się to co powiedział Kaito do Nieznajomego. -"Nic mi nie jest po prostu się zmęczyłem. Możesz pomóc mi wstać?"- Kiedy tylko brat do mnie podbiegł wstałem z jego pomocą. Spojrzałem w stronę Nieznajomego. -"Za 6h glej sam puści. W tym czasie się ulotnimy. Mam nadzieję że kiedy znowu się spotkamy to załatwimy to pokojowo."- Odwróciłem się do mojej załogi. -"To jak uciekamy? Nie mamy dużo czasu."-
Offline
Jedna chwila, ledwie oddech, a wszystko się zmieniło. Jego pęd został zatrzymany, a cale ciało stało się ciężkie, coś je krępowało... Stał nieco pochylony, jego prawe ramię już było wysunięte do przodu, lecz nim sięgnął celu, coś się stało... Otworzył szerzej oczy, co wyrażało tak nieczęste w jego wypadku zszokowanie. Lecz w uderzenie serca później, blade powieki znów na wpół skryły ciemnoszare tęczówki, gdy oblicze młodzieńca przybrało gniewny wyraz.
- " Więc tak to zrobiliście... " - rzekł spokojnie, wręcz z satysfakcją. Wodził wzrokiem po swych kończynach, które, tak jak cała jego postać, pokryte były grubą warstwą kleistej substancji. Następnie spojrzał na drobnych rzezimieszków przed sobą.
- " Płaczek może wytwarzać tą gęstą ciecz, coś jak klej, przemoczony dzieciak wstrzymuje czas, bądź coś w tym rodzaju, a dachowiec jest typem zwierzęcym. Jedynie dziewczyna nie posiada zdolności, bądź jeszcze ich nie ukazała... "- na jego twarzy pojawił się kpiący uśmiech. - " W końcu trafiłem na jakąś interesującą ofiarę... " - oblicze Yoarashi'ego spoważniało, gdy mimo wszelkim przeciwnościom, jego postać nieznacznie poruszyła się. Pamiętał to uczucie, pamiętał dobrze długie tygodnie i miesiące, gdy był skuty kajdanami w podziemnym więzieniu. Pamiętał jak z poranionych nadgarstków i kostek spływała jego krew, pamiętał każdą bolesną chwilę dawnego życia. Pamiętał, jak nieskończenie narastał jego strach. Lęk, który później przerodził się w niepowstrzymaną żądzę zemsty... Nie da się skrępować nikomu ani niczemu, żaden byt nie powstrzyma go przed podążeniem tam gdzie on chce. Nieważne kto stanie na jego drodze, nie cofnie się, bo taka jest jego wola...
Zmrużył oczy tak, że były jedynie cienkimi liniami, w nich, ta trójka już była martwa. Powoli przyciągał do siebie wysuniętą do przodu rękę, gdy nagle ! Usłyszał przestraszone ćwierkanie żółtego stworzonka na swym barku, które zostało unieruchomione tak jak on sam. W tej jednej chwili wyraz opanowania na obliczu ciemnowłosego zastąpiła istna furia. Spojrzał on na kanarka, po czym zwrócił się w stronę rozbójników.
- " Teraz na prawdę, chcę was zatłuc na śmierć... " - cała postać łowcy emanowała wręcz chęcią... nie chęcią, żądzą rozszarpania na strzępy tych, którzy stali mu na drodze. Zdawać by się mogło, iż fala lodowatego powietrza przetoczyła się po zebranych awanturnikach, zimna tak dojmującego, że aż bolesnego. Było to nic innego, jak mordercza intencja powoli wyrywającego się ze swego więzienia Kiriharu. Uczucie o sile wykraczającej po za granice ludzkie, sięgające wszystkich wokoło, ukazujące im makabryczny obraz ich własnego końca. Wdzierająca się w umysł, obezwładniająca strachem groza, właśnie nią otoczony był teraz kruczowłosy śmiałek.
Młodzieniec szarpnął się w przód, napędzany gniewem, który rozbudzał drzemiącą głęboko w nim siłę. Czuł jak ogarnia go ona, jak wypełnia całe ciało, wyrywa się na zewnątrz. W umyśle widział on jak dopada swe ofiary, jak rozrywa unieruchamiające go więzy... Więzy, które pod naporem jego wściekłości zaczynały puszcza.
Najpierw jego lewa noga, powoli, lecz niepowstrzymanie wyłaniała się z kleistej pułapki, która zdawała się przestać trzymać ciała, jakby odpychana niewidzialną barierą. Nie rozumiał tego, ale miał to gdzieś, liczyło się tylko dorwanie tych, którzy spróbowali go zatrzymać. Pamiętał, że coś podobnego zdarzyło się już kilka razy, gdy zaślepiający go gniew przejął nad nim kontrolę, gdy nie myślał o niczym innym jak dopięciu swego, za wszelką cenę, za każde poświęcenie.
Jedna noga stała wolna na podłożu, a gęsta ciecz zalewająca ciało nastolatka rozszerzała się na jego ramionach i torsie dając znak, że długo już nie wytrzyma.
Offline
Użytkownik
Po reakcji nieznajomego Saya wiedziała że pokojowe negocjacje się skończyły się nim na dobre się zaczęły. Wkurzyła się bo nie była w stanie nic zrobić. Gość, kompletnie oszalał. Całe szczęście został powstrzymany przez braci. Dziewczyna niewiele myśląc podbiegła do leżącego na ziemi chłopaka i podniosła go najdelikatniej jak umiała.
"-Musimy znaleźć jakieś schronienie. W tym stanie twój brat na niewiele się nam przyda "-Dodała zwracając się do Kaito. Najdelikatniej jak potrafiła zarzuciła ramie nieprzytomnego Shatera i odwróciła się w stronę panterki.
"-Kyu osłaniaj nas zgoda? Odnajdziesz nas później zgoda "- zwróciła się do kotowatego po czym skierowała się szybko w stronę nadbrzeża.
Offline
Gdy czas znów zaczął płynąć, zaś Kyushou zorientował się, że Yoarashi jest cały pokryty klejem, od szyi przez tułów, ręce, nogi po stopy, wyprostował się, nawet nie zaczynając wybicia w jego stronę. Spojrzał w stronę Shater'a, który ledwo żywy leżał na ziemi. W głowie miał tylko jedną myśl, jak by tu oddalić się od Zbyt-poważnego-czarnowłosego. Jego krótkie rozważania przerwała Saya, która podbiegła do Numchakowego i zarzuciła go sobie na plecy. W tym momencie wpadł mu do głowy pomysł, oni z Kaito uciekną, zaś on sam zostanie, by odwrócić uwagę Tonfowego. Nie był może zbyt wytrzymały, ale zwinny i szybki, a tutaj właśnie liczyło się przeciąganie jak najdłużej. Co prawda nie wiedział jeszcze jak potem sam ma uciec, ale nie było to teraz ważne. Już miał otworzyć usta, kiedy Blondynka powiedziała dokładnie to samo, co chciał on. Jakby czytała mu w myślach. Jednak nie przewidziała jednej rzeczy, Czarnowłosy widział, gdzie zmierzają.
-"Saya, czekaj!" - krzyknął do Strzelczyni, a następnie zaraz zwrócił się do Klejowego - "Kaito! Zaklej mu głowę, szybko! Ma nic nie widzieć!" - poniósł ton, który stał się bardziej dynamiczny i rozkazujący, jednak ciągle opanowany.
Teraz pozostało tylko mieć nadzieję, że reakcja jego towarzyszy będzie szybka.
Ostatnio edytowany przez Kyushou (21-01-2012 13:09:51)
Offline
-"Tak jest!!"- Powiedział wystrzeliwując ogromną ilość kleju w stronę Tonfowego. Tym razem klej był mocniejszy od porzedniej dawki. Chciał być pewien że przeciwnik nie zobaczy w którą stronę się wycofali. Potem szybko zajrzał do swojej torby i wyciągną pusty słoik. Wlał do niego swojego kleju po brzegi i położył go na ziemi. -"Masz tu zapas kleju jak by co"- Po czym szybko chwyciłem Shatera i uciekliśmy razem.
Offline
Zdziwiło mnie zachowanie Sayi. Widać jednak było że mój wybór członków załogi był trafny. Rozumieli się bez jakichkolwiek długich zdań. A jednocześnie współpracowali jak jeden organizm. Szkoda że nie jestem w stanie nawet im pomóc. Kiedy mnie podnieśli czułem się jak balast który im tylko przeszkadza. -"Przepraszam że jestem taki beznadziejny. "- Powiedziałem to ze schyloną głową czując wielki ból w sercu. Podniosłem nagle głowę ku niebu i krzyknąłem ze wszystkich sił. "-Następnym razem pokaże na co mnie stać!!"- Łzy same zaczęły mi napływać do oczu. -"Mam dosyć być bronionym przez innych. Obiecuje wam przy najbliższej okazji będę bardziej przydatny."- Kiedy tylko skończyłem zabrali mnie jak worek do kartofli.
Offline
Wiele czasu minęło, od kiedy płomień w jego wnętrzu bił takim gorącem. Podsycany gniewem, pożerał i palił wszystko na swej drodze, by w końcu wyrwać się ze swych okowów. Twarz jego przesłonił cień, na którego tle żarzyły się jego wściekłe oczy. Szarpnął lewym barkiem, czując jak wyślizguje się on z objęć kleistego więzienia, jakby rozpalająca go wściekłość topiła gęstą substancję i odpychała ją.
Nierozsądny młodzik zbliżył się do niego raz jeszcze, jakże nierozsądna była to decyzja. Któż bowiem wyciąga rękę w stronę rozjuszonej bestii ?
Lewe ramię Yoarashi'ego wyrwało się z grubego kokonu, z podobną do wężowej szybkością i agresją uderzając na przegub Kaito i zaciskając na nim straszny uchwyt.
- " Zatłukę cię... " - rzekł ochrypłym z wściekłości głosem, zaczynając wykręcać w tył nadgarstek chłopaka. - " ... Na śmierć ... "
Kiriharu opuścił łokieć w dół, pozostawiając trzymaną rękę posługującego się klejem nieszczęśnika jako oś obrotu. Potęgowana jego złością siła skumulowała się na stawie strachliwego chłopaka, łamiąc kość i wykręcając go do nienaturalnej pozycji.
Lecz nie puścił.
Nie miał zamiaru oswobodzić swojej ofiary, o nie. Drugą, wciąż pokrytą gęstą substancją ręką sięgnął do twarzy biedaka, zasłaniając mu usta i nos, by ten nie mógł oddychać. Jednak okrutnej scenie daleko było do końca. Nie wypuszczając pochwyconego nadgarstka, skręcił tułów i pchnął w dół przyciśniętą do oblicza Kaito rękę, by powalić go na ziemię.
Teraz szarpnął prawą stroną ciała, uwalniając drugą nogę. Dociskając jedną ręką obezwładnionego chłopaka, postawił lewą stopę na jego dłoni, przygważdżając ją tym samym do podłoża. Wolną już teraz dłonią, począł 'zdzierać' z siebie kokon. Osłonięte wyzwoloną przez gniew mocą ciało Yoarashi'ego nie dawało się ponownie zlepić, a wręcz odpychało kleistą substancję. Kilka chwil, a uwolni swój tors.
- " Jeżeli czegoś spróbujesz... " - rzekł do kotowatego, spoglądając na niego wzrokiem, który bardziej przypominał ten demona, niż człowieka. - " Skręcę mu kark, albo zmiażdżę krtań i uduszę... "
Pełna morderczej intencji aura wokół niego wahała się, lecz nie słabła. Była zimna, bolesna, a wciąż nie została całkowicie uwolniona.
Offline
Kiedy tylko Kaito usłyszał krzyki Shater'a zatrzymał się. W tym momencie stał po lewej stronie zaklejonego chłopaka, około 5 metrów od niego. Odwrócił się do swojego starszego brata. -"Wiemy że jesteś silny i nas nie zawiedziesz. Teraz jednak musisz nam zaufać."- Krzykną to do Nunchakoweg. Kiedy tylko skończył Yoarashi uwolnił swoją rękę. W tym momencie było bardzo niebezpiecznie. Kleisty chłopak bez wahania podbiegł jeszcze 2 metry do przodu, by widzieć całą twarz przeciwnika. Po czym odchylił głowę do tyłu i zamachną nią do przody wypuszczając dużą kulę z kleju pod wysokim ciśnieniem wystrzeliła z jego ust, wycelowaną w głowę Yoarashiego. Jeżeli coś stanie na jej drodze to zostanie pokryte klejem w całości. Pocisk zaschnie od samego kontaktu z jaką kolwiek przeszkodą. Kaito od razu ruszył za oddalającą się Sayą z Shater'em na ramieniu. Po drodze przygotował obiecany słój kleju dla Kotowatego i zostawił go na ziemi.
Offline
Uśmiechnął się tylko. Jakże głupi byli jego przeciwnicy ? Nie, to nie byli przeciwnicy, to były jego ofiary, tylko jeszcze oddychali. Uniósł dłoń na wysokość twarzy, zbijając na bok kleisty pocisk, po czym szarpnął prawym barkiem, wyswobadzając drugą rękę z kokonu. Chwycił wolną dłonią za oblepiającą jego tors substancję i bezpardonowym ruchem, zerwał ją z siebie jak szmatę. Jej resztki wciąż spływały po ciele Yoarashi'ego, gdy ten wyrwał z uścisku prawą nogę, stając wolnym na przeciw kotowatego młodzieńca. Tylko on pozostał na miejscu, reszta odeszła, lecz nie na długo. Przyklęknął na moment, sięgając po uwięzionego w kleju kanarka. Wyciągnął go z pułapki, na powrót sadzając na swym barku, po czym spojrzał w stronę ostatniego z opryszków.
- " Zostajesz jako męczennik ? " - rzekł spokojnie, lecz otaczająca go, pełna morderczej intencji aura nie słabła. Sięgnął po drugą tonfę i począł zbliżać się w stronę użytkownika diabelskiego owocu, jakby pozostawiał mu do wykonania pierwszy ruch. Spoczywająca w prawym ręku broń ponownie zaczęła się obracać, podczas gdy drugie ramię ciemnowłosego uniosło się na wysokość klatki piersiowej.
- " Dobrze, nadasz się na przystawkę dla zaostrzenia mojego apetytu... " - zabrzmiał głos Kiriharu, dało się w nim dostrzec nutę zniecierpliwienia, wywołanego z trudem powstrzymywaną żądzą rozszarpania na strzępy najbliższej w zasięgu osoby. Jego oblicze zdobił tajemniczy uśmiech, trudno było powiedzieć cóż oznaczał, lecz wystarczyło jedno spojrzenie, by wiedzieć, iż nie było to nic dobrego.
Offline
Nie był zbyt zadowolony z takiego obrotu spraw, miał nadzieję, że jego towarzysze wystarczająco dobrze zatrą za sobą ślady, a co najważniejsze zrobią to szybko, gdyż nie wiedział, ile czasu uda mu się im kupić. Jak zwykł jednak mawiać, "do odważnych świat należy". Zaraz po tym, jak krzyknął w kierunku Saya'i, sięgnął do Eisei. Od momentu, kiedy tylko Yoarashi się pojawił, czuł się nieswojo a nasiliło się to, kiedy został uwięziony przez Kaito w kleju. Zdecydowanie coś było nie tak z Czarnowłosym, nie był zwykłym cywilem. Wyczuwał coś dziwnego, coś strasznego, a źródłem był właśnie Tonfowy. To właśnie było powodem, że sięgnął po coś specjalnego na taką okazję. Wykorzystał fakt, że Nastawiony Do Nich Wrogo Osobnik był skupiony na Klejowym i w tym samym czasie wyciągnął małą, czarną pigułkę. Trzymał to zawsze na sytuacje, w których zwykły ludzki strach mógł na niego wpłynąć. Co prawda nie odczuwał jeszcze jakiegoś bardzo dużego dyskomfortu, ale doszedł do wniosku, że powodem takiego stanu rzeczy, jest fakt, iż Yoarashi jest skupiony na całej czwórce na raz i był niemal pewien, że gdy zostanie sam, nie będzie już tak łatwo, może zacząć się lekko wahać w swoich czynach. Czekał cierpliwie aż Shater, Kaito i Saya opuszczą teren, obserwując wydarzenia i pożegnał ich myślą "Tylko teraz nie dać mi się złapać, jasne?", po czym pojawił się na jego ustach lekki uśmiech. Tym razem jednak był już inny, bardziej zaczepny, pewny siebie, mogło to oznaczać tylko jedno: szykuje się niezła zabawa na poziomie wyższym niż zwykła burda w barze z Marines. O nie, teraz będzie znacznie ciekawiej. Patrzył w spokoju, jak Yoarashi zrywa z siebie kolejne kawałki kleju, nie robił nic innego, w końcu nie chciał go pokonać czy zabić, ale zyskać na czasie. Gdy ten wyciągnął kanarka, Uszaty połknął tajemniczą tabletkę. (Teiryu - poziom 1, 15 min) Nie odpowiedział na pytanie Tonfowego, tylko spojrzał mu prosto w oczy, mówiąc sobie w myślach "Zyskałem na pewno 15 min, może uda się więcej". Jego wzrok mówił, że jest gotowy na "zabawę".
-"Uważaj tylko, żebym Ci nie utknął w gardle." - padła riposta Ogoniastego.
Był skupiony i czujny, zwinny i luźny, pewny i gotowy, lecz nie atakował. Łatwiej jest się bronić niż atakować, zwłaszcza, gdy przeciwnik ledwo powstrzymuje się od rozszarpania Cię na strzępy.
Ostatnio edytowany przez Kyushou (25-01-2012 22:20:23)
Offline
Szedł powoli, z każdym krokiem będąc coraz bliżej człeka pantery, którego zwierzęce instynkty z całych sił kazały mu uciekać. Chłodna, bolesna wręcz aura jaką emanował brunet sprawiała, iż zdawało się, że to nie człowiek zbliża się w jego stronę, a żądna krwi bestia, gotowa gołymi rękoma szarpać ciało i łamać kości. Lecz parający się medycyną młodzieniec gotów był na taką sytuację, wiedział, iż kiedyś jego wyostrzone zmysły i nabyty instynkt mogą zwrócić się przeciwko niemu. Za pomocą autorskiego leku stłumił swe odruchy, szykując się do stawienia czoła niebezpieczeństwu. Na tym przygotowania zostały zakończone, nadszedł czas by rozpocząć bój.
Pochylił się nisko i ruszył pędem w stronę ofiary. Nie widać było w nim lęku, o nie, to on go powodował. Z niepowstrzymaną siłą dopadł do przeciwnika, , w biegu wyprowadzając uderzenie prawym ramieniem. Nakreślony w mgnieniu oka łuk prowadzony był przez wirującą w dłoni tonfę, której przedłużenie mierzyło pod żebra kociego zawadiaki. Jednak wiedział, iż jego oponent nie będzie stał w miejscu, a starał się będzie umknąć przed zranieniem. Lecz gdy stal pędziła, reszta ciała szarookiego nie pozostawała bezczynna. Wykorzystując zamach pierwszego natarcia, ciemnowłosy łowca parł do przodu. Zawirował na prawej nodze, zarazem uginając ją mocno i prostując drugą kończynę, by sięgnąć stóp swego oponenta i podciąć je. Jeszcze serce nie zdążyło zagrać drugiego półtonu, a z niegodzącą się z ludzkiej istoty sprawnością, Kiriharu poderwał się z ziemi, ponownie ruszając na przeciwnika, by wraz z ruchem całego ciała, uderzyć dzierżoną w lewym ręku tonfą na wysokości klatki piersiowej użytkownika diabelskiego owocu.
Z każdym kolejnym ruchem napierał do przodu, nie pozwalając przeciwnikowi uciec po za zasięg, zmuszając tym samym do obrony przed druzgocącymi atakami. Stal przeciw ciału i kościom, szpony przeciw ludzkiej broni.
Offline
Obecny bieg sytuacji był dla mnie strasznym przeżyciem. Wszyscy dawali z siebie wszystko a ja leżałem jak worek kartofli, który wszyscy noszą bo szkoda im go zostawić na pastwę losu. Jedyne co mi zostało to odpocząć by potem być gotowym do wsparcia ich w krytycznej sytuacji. Kiedy tylko oddaliliśmy się znacznie to po prostu zasnąłem. To nie było trudne, nie raz zasypiałem na drzewach czy skałach a na ramieniu Sayi było mięko i przyjemnie.
Offline
Kiedy uciekali Kaito zobaczył że Shater śpi. Zatrzymał ją na chwilę.-"Poczekaj ja go wezmę."-Powiedział szukając czegoś w torbie. Nie czekając na jej odpowiedź chwycił brata i założył na siebie drugą koszule. Po czym przykleił go do swojej koszuli plecami. Kiedy znajdą jakiś statek to po prostu zdejmie z siebie koszulę dzięki czemu nie będą scaleni na nie wiadomo jak długo.W tym momencie Shater był przyklejony do niego plecami. -"Dobra teraz możemy uciekać. Prowadź do portu."- Powiedział kontynuując bieg. Stara się biec z nim niezwykle ostrożnie.
Ostatnio edytowany przez Kaito (27-01-2012 20:54:32)
Offline
Gdy Czarnowłosy stawiał kolejne kroki, zmniejszając dzielącą ich odległość, Kyushou stał pewnie, jednak nie sztywno, gotów był na reakcję w każdej chwili. Jego wzrok był podobny, skupiony na przeciwniku, gotowy wychwycić nawet najmniejszy ruch. Uszy nie pozostawały w tyle, jeśli tylko coś w bliskiej okolicy wydałoby dziwny czy niepokojący dźwięk, Uszaty zaraz będzie o tym wiedział. Jego twarz zdobił lekki uśmiech, choć na pewno nikt nie widziałby w tej sytuacji nic śmiesznego. Jednak nie oznaczał on radości czy rozbawienia, nie, ten był oznaką czegoś innego. Może gotowości bojowej, a może pewności siebie? Któż to wie, ale jedno było pewne, nie było to lekceważenie. Zawsze doceniał swych przeciwników, gdyż nigdy nie wiadomo, czym mogą nas zaskoczyć.
Gdy Yoarashi pochylił się i ruszył w stronę Kyushou, ten lekko ugiął nogi, nie wiedział jeszcze, co Czarnowłosy zamierza zrobić, ale był pewien, że nie będzie to tylko straszenie. Patrzył na niego pewnie, jakby w ogóle nie odczuwając działania aury, jaką emanował. W chwili, w której Szarooki wyprowadził cios, była chwilą, w której już wiedział co zrobi. Zareagował natychmiastowo, jego szybkość i refleks nie były ludzkie i to w dosłownym znaczeniu oraz kilkukrotnie je przewyższały, nie wspominając o zwinności i płynności ruchów. W mgnieniu oka skoczył na raz w lewo i do przodu, jednocześnie nadając ciału lekki ruch obrotowy oraz zbijając zewnętrzną stroną prawego przedramienia cios w stronę, w którą był kierowany. W efekcie blokował jego rękę swoją oraz był skierowany przodem do jego boku. Następnie wykorzystując pęd, wymierzył kopnięcie, a właściwie uderzenie kolanem, o którym można by powiedzieć, że było "z półobrotu", celując w żebra przeciwnika.
Wiedział, że walka w całkowitym zwarciu nie jest dobrym pomysłem, nie w takich okolicznościach. Jego cel to grać na czas, nie wygrywać, przynajmniej nie tym razem. Był niczym Pantera, szybki, cichy, zwinny, precyzyjny.
Ostatnio edytowany przez Kyushou (27-01-2012 23:21:29)
Offline