-"Tak jest Aneki!!! Chodź Ogoniasty musimy zwiewać jak najszybciej."- Ruszyłem jak najszybciej za dziewczyną nie zwracając na jęki Shater'a. Pewnie mnie potem dostanie mi się za to ale teraz nie czas na to. Kiedy trafiłem do wskazanej uliczki, odwróciłem się do nich. Stali w tym samym miejscu. -"Co jest dlaczego nie idziecie. Dopiero co mówiliście że trzeba zwiewać."- spojrzałem potem na Shater'a który stracił przytomność od potrząsania. -"A niech to. Tym razem na pewno mnie zabije. Dobra tam zastanowimy się nad tym potem teraz zwiewamy."-
Offline
Gdy tylko Shater był gotowy do transportu a Saya wskazała im drogę, miał już ruszyć, kiedy to zobaczył pędzącego z niesamowitą prędkością Kaito. Nie było by w tym nic złego, gdyby nie fakt, że ciągnął za sobą Shater'a, i to po ziemi! "To go zaboli...", pomyślał, patrząc, jak Numchakowy podskakiwał, obijany o podłoże. Na szczęście rana na jego głowie już się w większej części zagoiła, więc nie było problemu, że coś mu się tam stanie, ale i tak będzie potrzebne chyba kolejne opatrzenie. "Ech... Oto i życie lekarza", uśmiechnął się sam do siebie i jeszcze na chwilę odwrócił w stronę, z której przyszli, jakby chciał coś zobaczyć, a może zauważyć, lecz zaraz ruszył za kompanią, przyspieszył kroku i ich dogonił. Po chwili spojrzał przed siebie, szukając Wesołych Ciemnowłosych. Zobaczył ich trochę dalej, Shater był już nieprzytomny, więc tak, to oznaczało kolejne zajęcie dla niego. Nie smucił się jednak z tego faktu, lubił to, poza tym był dobry, więc czemu tego nie robić.
-"Idziemy, idziemy..." - Uszaty odpowiedział Klejowemu - "Raptus z Ciebie, nie powiem." - uśmiechnął się znowu pod nosem.
W sumie to nawet by został i przygotował miłe "powitanie" dla tego Ktosia, który rozmawiał z marynarzami, ale nie lubił w takie sprawy mieszać innych, póki nie upewnił się, że wszystko odpędzie się w luźniej atmosferze, a nie wiedział, czy aby gość nie będzie brał rzeczy na poważnie, więc poszedł.
Offline
Szedł spokojnym krokiem, nie musiał się spieszyć. Przestraszone ofiary popełniają wiele błędów, więc pogoń za nimi często była zabawna. Robili wiele hałasu, po którym łatwo było ich wyśledzić. Pamiętał, jak wiele razy miał do czynienia z grupkami rzezimieszków oraz co mniej okrzesanymi piratami. Wszyscy kończyli tak samo... Wielu mieszkańców Gecko miało mu za złe takie postępowanie, twierdzili, że ściągnie ono na nich więcej kłopotów, lecz on się tym nie przejmował. Chciał tylko spokoju, a gdy ktoś go zakłócał, ponosił tego konsekwencje.
Możliwe, że ten nocny spacer potrwał by dłużej, gdyby nie krzyki jakie wydał z siebie bojaźliwy młodzik. Te natychmiast naprowadziły go na trop, tak wyraźny, jak słońce na bezchmurnym niebie.
Wyszedł powoli zza zakrętu, szeroka, brukowana ulica była niemal pusta, znajdowały się na niej tylko cztery, oświetlone ciepłym blaskiem lamp osoby. Jedna leżała, najwyraźniej ciągnięta przez chłopaka, który wcześniej niósł wodę. Pasował on do opisu, szczupły, o fioletowych włosach. Zaraz obok młoda kobieta o jasnych włosach i szmaragdowych oczach. Był jeszcze jeden, zdający się całkowicie nie przejmować sytuacją osobnik, którego głowę przyozdabiały kocie uszy, a za plecami kołysał się długi ogon.
Ruszył ku nim, dzieliło ich dziesięć kroków.
- " Robicie o wiele za dużo zamieszania jak na tą późną porę... " - zbliżał się powoli, siedem kroków. - " Domyślam się, że to wy stoicie za ranami odniesionymi przez oficerów marynarki. " -cztery kroki. - " Wiecie chyba, jak poważnym wykroczeniem jest atak na oficera ? " - przystanął trzy kroki przed nimi. Ręce opuszczone swobodnie wzdłuż ciała, czarna, skórzana kurtka zawieszona swobodnie na barkach, pod nią biała,lniana koszula, na ramionach spory plecak podróżny, z doczepionym posłaniem i bukłakiem. Na biodrach szeroki, czarny pas, na nogach tego samego koloru spodnie i solidne, traperskie buty.
- " Mimo wszystko, nie wyglądacie na przestępców, a jedynie na przestraszone dzieci. Jeżeli poddacie się teraz, zapewne skończy się na tymczasowym areszcie i upomnieniu, jeżeli nie... " - sięgnął prawą ręką za siebie i dobył jednej z tonf. Począł nią powoli obracać, spokojnie, bez żadnych oznak zdenerwowania. Podobnie brzmiał jego głos, niskiej, czystej barwy, pozbawiony półtonów, pełen siły i przekonania.
Ostatnio edytowany przez Yoarashi (11-01-2012 19:31:50)
Offline
Opuściłem głowę i powoli opuściłem Shater'a. Zabrał swoją broń i ruszył w stronę Nieznajomego. Kiedy staną na przeciwko niego, a moi towarzysze byli za mną, wyciągną jedno z ostrzy. -"Czy ty nazwałeś mnie "tchórzem"."- Spojrzałem na niego wzrokiem którym można zabić. [i]-"Skoro uważasz się za takiego cwaniaka?? To pokaz na co cię stać. Kleista Fala!!!!!!!"- wymawiając nazwę techniki od razu ją wykonałem. -"Wycofajcie się on jest MÓJ!!"- mówiąc to byłem inną osobą niż dotychczas.
Ostatnio edytowany przez Kaito (11-01-2012 20:29:21)
Offline
Kyushou w pewnym momencie zatrzymał się, miał niejasne wrażenie, że coś usłyszał. Coś jakby kroki, jednak w sumie mógł się przesłyszeć, razem z nim trzy osoby z grupy szły, poza tym mógł to być jakiś mieszkaniec, który wraca późno do domu. Normalnie wzruszyłby ramionami i poszedł dalej, jednak tym razem coś wyczuwał, ale nie w sensie zapachowym, jego zwierzęcy instynkt ostrzegawczy dał o sobie znać. Gdy tylko się zatrzymał, skupił się, by zbadać otoczenie. Nagle coś usłyszał, jednak nie pochodziło to od jego towarzyszy, dochodziło zza nich, a dokładniej z kierunku, z którego przybyli. Była to już mała odległość, więc wyraźnie rozpoznał kolejny dźwięk, który nałożył się na inne odgłosy tego późnego wieczora. Nie był pewien co to jest, brzmiało trochę jak kroki, ale wiedział skąd to słyszy. W następnej chwili odwrócił się w tamtą stronę.
-"Mamy towarzystwo..." - rzucił szybko do reszty, jego ton był spokojniejszy i bardziej skupiony.
Pomimo tego, jego twarz zdobił lekki, można nawet powiedzieć, że trochę zawadiacki, ale na pewno ciągle luźny i wesoły uśmiech, podobnie było z jego wzrokiem, który, pomimo że skupiony, był też radosny. Nie mylił się, po chwili zza zakrętu wyszedł Czarnowłosy młodzieniec, na nim skoncentrował swoją uwagę, gdyż wyraźnie wyczuwał od niego coś dziwnego, nigdy wcześniej się z czymś takim nie spotkał. Stał stabilnie, jednak nie był spięty, nie przyjął żadnej pozycji bojowej, co oznaczało jedną z kilku opcji. Albo nie zamierzał walczyć, albo nie doceniał potencjalnego przeciwnika, albo miał to wszystko gdzieś. Ja bym stawiał na tą pierwszą.
-" Z tego co wiem, to nie ma jeszcze ciszy nocnej..." - odpowiedział mu, gdy ten powiedział o zamieszaniu.
Głos Yoarashi'ego był spokojny, pełen siły i przekonania oraz poważny, za poważny. Już po samym tonie Uszaty wiedział, że nie polubi gościa. Wysłuchał jego "zarzutu", nie cofając się nawet o krok, jednak aura Czarnowłosego sprawiła, że jego wzrok się trochę bardziej skupił na nim, jednak nie na tyle, bo jednocześnie nie móc zareagować na bodziec z zewnątrz. Gdy zaś ten tylko wyciągnął tonfę, Ogoniasty pokręcił głową z rezygnacją, myśląc "Rany, why so serious...?".
-"Atak atakiem, jednak co jeśli to była obrona, wtedy raczej..." - nie dokończył, gdyż przerwał mu nikt inny, jak Kaito.
Wyraźnie był wkurzony, jednak nawet nie wiadomo czym. To sprawiło, że Kyushou na chwilę odwrócił głowę w stronę Klejowego, ten zaś szedł powoli w ich stronę z wyciągniętą bronią, jednak nieobnażonym ostrzem.
-"Ej, po co zaraz tak nerwowo?" - to był jedyny sposób, w jaki Uszaty mógł skomentować daną sytuację.
W sumie to raczej nie podziałało, gdyż Braciszek Shater'a zdawał się nie zawracać uwagi na słowa Panterki, jednak to co potem się stało nadało sytuacji jeszcze więcej smaczku. Otóż Kaito stanął obok Kyushou i najnormalniej w świecie zaczął krzyczeć na Yoarashi'ego. W normalnych okolicznościach Ogoniasty nie zrobiłby nic, ale tym razem musiał zareagować. Moment na to przyszedł wtedy, gdy Klejowy sięgnął po ostrze i chciał je obnażyć. W dosłownie jednej chwili Pantera złapał go za dłoń, która trzymała broń, zanim ten zdążył złapać za rękojeść. Wykonał jeden sprawny ruch, dzięki któremu zablokował mu rękę za plecami. Rezultat był taki, że Kotowaty stał zwrócony barkiem w stronę Czarnowłosego, zaś z boku był Kaito. Co prawda ciągle miał broń w ręce, jednak ją samą miał zablokowaną pewnym chwytem za plecami, tak, że nijak nie byłby w stanie sięgnąć po ostrze.
-Hej, hej, spokojniej..." - Kyushou zwrócił się do braciszka Shater'a.
Jego ton był nad wyraz spokojny oraz, o dziwo, wesoły, a nawet radosny, choć nie wiadomo co mogło go takim uczynić. Gdy tylko unieruchomił Raptusa, spojrzał znowu w stronę Yoarashi'ego.
Ostatnio edytowany przez Kyushou (11-01-2012 21:04:55)
Offline
Obudziłem się w ciemnej uliczce. Nie było przy mnie nikogo co mnie zmartwiło. Co prawda byłem jeszcze pod wpływem morskiej wody ale jestem w stanie już chodzić. Powoli wstałem i nagle usłyszałem głos Kaito. Od razu wyczułem kłopoty i ruszyłem w tamtym kierunku skąd słyszałem hałas.
Kiedy wyszedłem zza rogu budynku zobaczyłem Kaito który miał wypisane na twarzy że jest gotowy zabić. Na szczęście Kyuu zatrzymał go przed niepotrzebną walką. Po czym we dwóch stanęli w bardzo dogodnej pozycji dla Neko. -"Dzięki Ogoniasty że zatrzymałeś tego idiotę."- Spojrzałem w stronę nieznajomego. Od razu wszystko złączyło się w całość. Niech zgadnę wyzwałeś go od tchórzy czy coś w tym rodzaju. Strasznie tego nie lubi i wtedy dostaje napadu agresji."-
Powoli podszedłem do nieznajomego i wyciągnąłem rękę. -"Przepraszam za zachowanie mojego brata. Pod presją robi się nieznośny."-
Offline
Stał spokojnie, lekko się uśmiechając. W jego chłodnym spojrzeniu coś się zmieniło, rozbawienie ? Tak można by to zinterpretować, widocznie bawiła go ta sytuacja. Nie poruszył się ani odrobinę, gdy porywczy młodzik wyrwał się w jego stronę. Zupełnie, jak gdyby wiedział, iż jego kompan go powstrzyma, bądź całkowicie się go nie obawiał.
- " Więc jednak ktoś z was potrafi myśleć rozsądnie... " - nuta ironii w głosie Yoarashi'ego grała łagodnie, lecz mocno. Jednak w uderzenie serca później, wesołe iskry zniknęły z jego ciemnoszarych oczu, które niebezpiecznie wyglądały spod na wpół przymkniętych powiek. Delikatny uśmiech zniknął z jego twarzy tak samo szybko jak się pojawił, pozostawiając wyraz tłumionego gniewu.
- " Ten dzieciak nie jest zamieszany w zranienie oficerów, nie interesuje mnie, dobrze, że go zatrzymałeś. Jednak wy to inna sprawa, sam potwierdziłeś, że do czegoś doszło, a marynarka nie działa bez podstaw. Musieliście zrobić coś, co spowodowało ich reakcję, a wynikiem tego są ich rany i wasza ucieczka... " - w tym momencie, na scenie zjawił się fioletowowłosy młodzieniec, którego cała postać przemoczona była wodą. To wyjaśniało po co nadpobudliwemu chłopczykowi było targać ze sobą wiadro, oraz mokry ślad na bruku.
Jego beztroskie zachowanie mogło być albo skutkiem uderzenia w głowę, co widać zdarzyło się niedawno, biorąc pod uwagę opatrunek, albo ze zwyczajnej lekkomyślności, co było najłagodniejszym określeniem. Kiriharu przeniósł nieprzyjazne spojrzenie na owego jegomościa, o ile słowa jakie wypowiedział zdawały się nie mieć dla niego najmniejszego znaczenia, o tyle gest wyciągnięcia ręki spowodował, iż oblicze czarnowłosego zmieniło się. Zmarszczone brwi i opadłe kąciki ust wyrażały tylko jedno, narastającą złość.
- " Widzę nie wszyscy obudzili się z głębokiego snu i wciąż nie wiedzą gdzie są... Jesteście winni zranienia czterech oficerów, podajcie mi choć jeden powód, dlaczego nie miał bym was wszystkich zaciągnąć na posterunek. "
Offline
-"AAA więc o to chodzi. Tak szczerze to była samoobrona. Prawda kłóciliśmy się w barze i było przez to głośno. Tylko ta przewrażliwiona banda urzędasów prawie od razu zaczęła strzelać niszcząc wszystko w środku. Nie mogłem pozwolić żeby tak przedni trunek po prostu się zmarnował. Dlatego musiałem spacyfikować ich zanim barman zbankrutuje. Jeżeli już masz kogoś obwiniać to mnie. Choć nie wydaje mi się żeby prawo było po stronie Pirata."- Skoro już mam trafić do więzienia to lepiej żeby ktoś bezstronny znał prawdę. Jednocześnie zapewnię bezpieczeństwo moim towarzyszom. Jak tylko trochę odpocznę to ucieknę bez problemu i może jednocześnie zdobędę jakiś ciekawy sprzęt od marynarki.
Offline
Użytkownik
Sytuacja była dość nieciekawa. Saya dobrze wiedziała, że jeśli nie uda im się tego rozegrać pokojowo to czeka ich niemiły pobyt w więzieniu marynarki. Sama osoba Łowcy wskazywała na to że nie jest powiązany z marines. Odwróciła się powoli by przyjrzeć mu się uważniej. Emanował spokojem i opanowaniem. Przez ułamek sekundy mogła zauważyć lekkie zaskoczenie na jego twarzy, które ustąpiło miejsca złości. Domyślała się że było to spowodowane słowami Shatera, który w jakiś sposób chciał wyjaśnić całą tą sytuacje. Typ taki jak on z pewnością nie podejmują się tego typu zadań z czystego altruizmu. Jeżeli nie wiadomo o co chodzi to chodzi albo o pieniądze, albo o informacje.
"-Nie chcę mi się wierzyć że osoba taka jak ty pomaga bezinteresownie marynarce. Ciekawi mnie co ci zaproponowali w zamian za dostarczenie nas do więzienia ?" - oparła obie dłonie na biodrach czekając na reakcje najemnika.
Offline
Trzymał Kaito pewnie, ale zarazem tak, by mu nie czegoś nie uszkodzić, gdyż przy okazji blokowania ręki, wykonał mu też pewien rodzaj dźwigni na nadgarstek, co by było mu łatwiej w razie potrzeby kolejnego uspokojenia narwańca. Jednocześnie z jego twarzy częściowo zniknął spokój, który został zastąpiony lekkim rozbawieniem. Najwyraźniej cała sytuacja lekko bawiła Uszatego, jednak pamiętając, że mają tu pewnego Nieprzyjaznego Za Poważnego Nieznajomego, nie rozluźnił się całkowicie, był wesoły, ale nie głupi. Zignorował ironiczną uwagę Czarnowłosego, jednak jego rozumowanie, które, powiedzmy szczerze, było pozbawione kilku faktów, nie mogło zostać bez odpowiedzi. Wypowiedzenie jej przerwał mu Shater, który ocknął się i podszedł do nich. Kiedy Fioletowowłosy zbliżył się do Yoarashi'ego, Kyushou spojrzał tylko na niego. Nie był to wzrok, jakiego można się spodziewać, czyli zdziwienia czy strachu, nie. Był to wzrok zaciekawienia tym, co się wydarzy. Poza tym nie robił nic, poza trzymaniem Klejowego oczywiście, gdyż wydawało mu się, że puszczenie go będzie złym pomysłem. Gdy Numchakowy skończył tłumacznie, Ogoniasty już miał dodać coś od siebie, ale tym razem przerwała mu Blondynka, która dotychczas stała i obserwowała sytuację. Po tym co powiedziała, postanowił nie wtrącać się i zająć pilnowaniem Kaito. Doszedł do wniosku, że Saya lepiej poradzi sobie w rozmowie z najemnikiem.
Offline
-" Kyuu co ty wyrabiasz. On nazwał mnie tchórzem. Nie daruje mu tego."-
Powiedział wściekły na kotowatego kiedy został przez niego spacyfikowany. Wkurzał go ten chłopak. Od początku zachowywał się jakby był od nich lepszy a przewaga liczebna nie ma znaczenie. Wtedy z za rogu wyłonił się Shater. Kaito od razu złagodniał kiedy usłyszał jak jego starszy brat tłumaczy się z jego głupoty. Było mu wstyd zachował się samolubnie i nieodpowiedzialnie. Zmuszając brata do przeprosin. Kociak wciąż nie zwalniał swojej delikatnej a jednocześnie dobrze wykonanej dźwigni. W między czasie Saya zaczęła wypytywać obcego o powody jego działania. Prawda narozrabiali w barze ale jednocześnie za to od razy nie wysyła się Łowcy Głów.
-"Panterka możesz mnie już puścić. Będę grzeczny obiecuję."-
Kleisty powiedział to z wielkim żalem i wyrzutami sumienia. Od tej pory postara się kontrolować, dopóki cała sprawa nie ucichnie.
Ostatnio edytowany przez Kaito (12-01-2012 22:07:58)
Offline
-"Um... Nie. Nie nazwał." - Kyushou odpowiedział Kaito.
Jego ton ciężko opisać, był połączeniem lekkiego zdziwienia, bo kiedy niby Klejowy mógł usłyszeć słowo "tchórz", rozbawienia, ponieważ zaraz może być zabawnie, choć to było mniej wyczuwalne niż zaskoczenie, bo Yoarashi był zbyt poważny, by z tej sytuacji wynikło coś ciekawszego oraz normalnego dla jego stylu mówienia luzu. Jednak kiedy Shater wyszedł i zaczął tłumaczyć zachowanie brata, ten się uspokoił.
-"No skoro obiecujesz." - Uszaty uśmiechnął się i puścił go.
Offline
W milczeniu wysłuchał słów każdego z grupki awanturników. W końcu pojawiła się i jasnowłosa strzelczyni, dzięki czemu wszyscy oskarżeni znaleźli się w jednym miejscu. Oblicze ciemnowłosego młodzieńca na powrót było pełne spokoju i opanowania, jak gdyby nic się nie stało. Gdy jednak wszyscy powiedzieli już co mieli do powiedzenia, na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech, trudno było powiedzieć co miał oznaczać, nie było to rozbawienie, czy kpina... zadowolenie ? Nagle, przed oczyma czworga znajomych rozegrała się dość kontrastująca z nieprzyjemną atmosferą scena. Z głowy szarookiego sfrunął drobny, żółty kanarek, w zasadzie pisklak. Maleństwo przysiadło na jego prawym barku, przyglądając się z zaciekawieniem ludziom przed nim.
- " Tak więc nie macie nic na swoje usprawiedliwienie... " - rzekł powoli, podkreślając każde słowo.
Stał dumnie, trzy kroki od niego, po jego lewej znajdował się nadpobudliwy chłopiec, na wprost, stojąc bokiem do niego, młodzieniec o kocich elementach aparycji, a na prawo filoetowowłosy, a przy nim zielonooka blondynka.
- " Jesteście tylko bandą rozrabiaków, którym potrzebna lekcja pokory... " - W jednej chwili pochylił się nieznacznie do przodu i ugiął nogi. Lewa kończyna wyrzuciła jego ciało w przód, co stanowiło początek wypadu ( 1 akcja ). Nim jeszcze wysunięta przed siebie druga stopa zdążyła ponownie zetknąć się z podłożem, nastąpił atak. Wystarczyło mniej niż mgnienie oka, by koniec cały czas obracanej w dłoni broni uderzył w bok głowy Shater'a, z siłą wystarczającą by na miejscu strzaskać czaszkę każdego, przeciętnego człowieka i rzucić nim na stojącego z jego ( Shater'a ) prawej strony kotowatego ( 2 akcja ). Miało to wytrącić tego drugiego z równowagi i pchnąć na osobę, którą on sam jeszcze przed chwilą powstrzymywał przed atakiem.
Jeden, błyskawicznie wykonany manewr pozwolił mu natychmiastowo skrócić dystans na tyle, by mógł sięgnąć swą bronią celu. Yoarashi nie bez powodu wymierzył w fioletowowłosego. Widział jak ten się porusza - ociężale i drętwo. Czy to wynik przemoczenia morską wodą ? Wskazywało by to, iż jest on użytkownikiem mocy diabelskiego owocu, których tak nie znosił Kiriharu. Ruch ten miał tez jeszcze inny powód. Jeżeli odziany w kimono chłopak wykonał by jakikolwiek unik, bądź nawet został odepchnięty przez swego kompana, koniec metalowej tonfy z jeszcze większą siłą sięgnął by Kyushou, z kolei umknięcie tego spowoduje ugodzenie dzierżyciela wielkiej katany.
Pierwszy półton koncertu wygrywanego przez serce minął. Postać Łowcy wsparła się na wysuniętej do przodu nodze, a jego atak nakreślił precyzyjnie mierzony łuk. Wtem, druga ręka młodzieńca, do tej pory swobodnie opuszczona wzdłuż ciała, wystrzeliła w natarciu, dzierżąc chwyconą tuż przed wypadem tonfę ( 3 akcja ). Skierowana na wprost dłuższa jej część pchnąć miała w bok użytkownika owocu pantery w przypadku, gdyby wcześniejszy atak na Shater'a powiódł się i tym samym praktycznie uniemożliwił mu unik. Ma to też na celu sięgnięcie go, w przypadku wykonania przez niego uskoku w tył, wraz z którymś z towarzyszy. Yoarashi świadom był, iż kocie cechy nie ograniczają się jedynie do wyglądu, zapewne i pewne cechy fizyczne zostały dodane do ludzkich możliwości chłopaka. W tym pewna doza szybkości i refleksu, które zaprezentował już wcześniej podczas blokowania natarcia Kaito. Jednak nawet te nie pozwolą mu umknąć przed zranieniem, jeżeli zdecyduje się chronić przyjaciół, a jeśli ich pozostawi, to ich czeka niechybne uderzenie metalowego oręża bruneta.
Ostatnio edytowany przez Yoarashi (15-01-2012 17:33:23)
Offline
Same słowa Czarnowłosego o braku czegokolwiek na swoje usprawiedliwienie wzbudziło u mnie niepewność. Niestety moje przewidywania stały się prawdą. Od razu jak usłyszałem o "lekcji pokory" zrozumiałem że nie da się tego załatwić pokojowo. Bez wahania użyłem mocy szatańskiego owocu.
Pole walki szatańskiego owocu. Znajduję się w nim razem z Kaito.
Zauważyłem że pole walki jest o promieniu 7m od miejsca między mną a Kaito. Klepsydra wskazuje że mam tylko 4minuty przed automatycznym wyłączeniem. A więc jeżeli jestem w stanie się ruszać po ochlapaniu morską wodą to moja moc działa ale z ogromnymi ograniczeniami.-"Kaito !! zaklej go całego klejem. Ma nie być w stanie się ruszyć kiedy opuszczę pole walki."- Ja w tym czasie oddaliłem się jak najdalej mogłem za Nieznajomym.
Offline
Puściwszy wcześniej Kaito, był teraz skierowany przodem do Yoarashi'ego, skupiony na nim. Jego twarz ciągle zdobił uśmiech, tak jakby nie przejmował się aparycją Tonfowego, stał luźno i pewnie, gotów do reakcji w każdym momencie.
-"Bo nie jest ono potrzebne..." - powiedział spokojnym tonem.
Powoli gość zaczynał go wkurzać, a wtedy robił się nieprzyjemny, choć to i tak mało powiedziane. Banan, którego miał na mordzie, w pewnej części zniknął, ustępując bardziej spokojnego i skupionemu wyrazowi. Już wiedział, że nie będzie zabawy, a gość się od nich odczepi tylko, jeśli się go porządnie uderzy. Nie lubił w ten sposób załatwiać spraw, ale jak trzeba było komuś coś wtłuc do głowy, to nie było wyjścia. Niestety miał rację. Jak tylko Yoarashi wypowiedział swoje następne zdanie, pochylił się w przód i zaatakował. Kyushou zareagował natychmiastowo, reakcje i ruchy Pantery są szybsze niż człowieka, nawet wyszkolonego dodatkowo wzrok też jest czulszy, a był skupiony na nim, tutaj miał przewagę. Skoczył w jego stronę z tylko jednym zamiarem, zablokować, a właściwie nie tyle to, co po prostu trochę go przystopować. Jedną ręką zablokował jego cios, a właściwie kończynę, która go wyprowadziła. Uderzył zewnętrzną stroną w jego wewnętrzną, co sprawiło, że cały cios razem z częścią ciała został zboczył z kursu. W tym samym czasie wyprowadził szybki cios pięścią w boczną część żeber. Nie miało to na celu zranić go, czy zaboleć, miał się oddalić od Uszatego. Dlatego nie tylko uderzył, ale też wykorzystał podłoże, jako podporę i użył swojej siły, by odepchnąć Tonfowego.
(Oczywiście z racji użycia przez Shater'a mocy owocu, nawet go nie dotknął, bo czas się zatrzymał xD)
Ostatnio edytowany przez Kyushou (15-01-2012 12:18:13)
Offline